uderza do głowy
uderza do głowy
Pilica od źródeł, Czarna Maleniecka od źródeł to takie spływy kajakowe przypominające rajdy off-road samochodami terenowymi i podróże w nieznane, na szlaki mało opisane lub w ogóle, gdzie najważniejszą nawigacją jest mapa topograficzna i własny zmysł. Na Czarnej za pierwszym zakrętem czaiło się na nas wielkie zwalone drzewo, gałęzie i konary i tak było co parę metrów, aż do mety spływu przy temperaturze powietrza -10. Radością wówczas niebywałą dla wszystkich jest osiągnięcie celu wycieczki, ujrzenie naszego Henia, czyli idealne zgranie się z serwisem logistycznym. Meta to coś co daje poczucie bezpieczeństwa, że znowu daliśmy radę, że jesteśmy, że będziemy. Meta to widoczny gdzieś w oddali górujący kościół w Koniecpolu, czy w Sulejowie, most jakiejś tam drogi na Widawce, Radomce, Czarnej czy światełko przystani – przy szybko zapadającym zmierzchu – na zimnej i mroźnej Odrze w Nowej Soli.
Na spływach letnich nie ma problemu można non stop 24 godziny płynąć, przy zimowych jest „troszeczkę” inaczej. Meta od ostatniego spływu to jeszcze coś więcej, to skarby znad Pilicy, to chwila przeniesienia się w dziedzictwo przeszłości, to niezapomniana Kuźnica Grodziska, do której z pewnością kiedyś wrócę i dzięki której poświęcam tą chwilkę na tą relację.Cel wyjazdu na tegoroczną Pilicę od źródeł był bardziej ambitny niż ubiegłoroczny, gdzie chodziło nam tylko o to, żeby jak najwyżej zejść na rzekę. Chcieliśmy wsiadać już do kajaka w prawie  wyschniętych źródłach Pilicy, blisko wychodka powyżej stawu w mieście Pilica. Z relacji ubiegłorocznej wszyscy wiedzą, że zeszliśmy na wodę parę kilometrów dalej w Wierbce, skąd zaczął się prawdziwy kajakowy off-road przez kładki, drzewa, gałęzie i ścieki. Tym razem poza naszą Pilicą mieliśmy poznać takie małe jej dopływy jak Białka Lelowska i Krztynia. Pomysłem tym zaraziliśmy naszych przyjaciół z Eskapady Częstochowa, MSW Do Dna, kolegów z Radomia i oczywiście Marka Lityńskiego z żoną Joasią. Do Koniecpola w piątek w 17 osób dobilim, w „Pałacu” kwaterę ustalilim, na Białkę Lelowską ruszylim i odprawę w polu zrobilim. Znowu najważniejszą częścią wyprawy było osiągnięcie mety w co wątpił nasz przyjaciel Piotr z Częstochowy który perfekcyjnie przygotował się do wyprawy i mimo, że nie płynął z nami (przykra kontuzja barku) podjął się trudnej roli przewodnika.
Z naszym Heniem i Markiem Lityńskim tworzyli najlepsze trio logistyczne w Polsce. Z map topograficznych wcale nie wynikało, że możemy dopłynąć do ujścia, ponieważ pokazana tam jest niezliczona ilość cieków wodnych, a czy wpłyniemy w ten co potrzeba tego nikt nie wiedział. O Białce Lelowskiej z pewnością parę słów napiszemy i opis tej rzeki będzie niebawem dostępny na naszej stronie. Nie pojechaliśmy tam jednak po to, by po paru kilometrach od Lelowa tak jak spływy pontonowe schodzić z rzeki. Płynęliśmy więc dalej, aż wypłynęliśmy uregulowanym na końcu korytem Białki wprost w objęcia naszej złocistej Pilicy – kochanki. To nie był jeszcze cel naszej wyprawy, a że dobrze nam tego dnia szło i że w którymś momencie ktoś krzyknął pod Pałac, więc trzeba było jeszcze trafić w młynówkę, aby nie wylądować w centrum Koniecpola. Na naszej krajowej 8 ( tak nasz Piotruś powiedział o Pilicy) zauważyliśmy w oddali kościół w Koniecpolu, ale przed nami daleka jeszcze była droga przyjacielu. Pilica na tym odcinku jest prosta, szeroka i uregulowana, ktoś pomyśli nuda, ależ  skąd, była zabawa na fajnym jazie, później mała wywrotka dwójki na niewielkim, ale wrednym progu, dalej  trochę prostej, zakręt w lewo, w prawo i oczom naszym ukazał się serwis logistyczny. Dalej jaz i Pilica w lewo, na wprost staw, a my przenoska na prawo i przy radości naszej i serwisantów dajemy w zamuloną młynówkę. Zaczyna się lekko zmierzchać więc mijamy szybko z prawej strony domy, z lewej Biedronkę, płyniemy pod trasą 786, dalej pod kilkoma mostkami, z przenoską przy starym młynie i w końcu parkujemy na tyłach byłego Pałacu Koniecpolskich i Potockich. Jesteśmy u celu po 15 km spływu, z zapytaniem czy ktokolwiek i kiedykolwiek dopłynął pod Pałac? Poza pałacem z XVII wieku w obrębie tych paru kilometrów mamy do czynienia z niewiarygodną historią licznych drewnianych młynów, dawnych kuźnic zlokalizowanych nad brzegami Białki i Pilicy.
Drugi dzień to Krztynia i Pilica. Krztynia zaczęła się dosyć spokojnie, chociaż skok Piotra z mostku w Bonowicach na Eskimo Kendo prosto do rzeki wywołał lekkie osłupienie, zdziwienie i poruszenie. Później miało być już normalnie, ale nie było, gdyż okazało się, że jest na tej rzece za dużo kładek zbyt nisko zawieszonych i może być jak w życiu, w bardzo bezpiecznym miejscu, mało bezpiecznie. Tutaj wielkie dzięki za nasze ratownictwo wodno-medyczne, za opanowanie profesjonalizm i spokój. Krztyni poświęcimy chwilę niebawem i popełnimy jakiś opis, ale przypomnę o dopłynięciu za mostem drogi 46 meandrującą dziko przez łąki rzeką, do niezwykłego starego młyna, którym mogliśmy się w środku delektować. Znowu wspaniałe miejsce, gdzie widać kawał historii i szkoda tylko, że to półmetek, trzeba płynąć dalej i nie możemy na dłuższą chwilę się tutaj zatrzymać. Natura jednak wynagradza sowicie zaraz  nam ten brak czasu, ponieważ płynięcie dalej Krztynią i ujście do Pilicy i Pilicą do Łąkietki, Przyłęku jest jednym z najpiękniejszych odcinków i możemy mówić tu spokojnie o Kanonie Krajoznawczym Polski. Pokonaliśmy 17 km i tak jak myślałem, sobota to będzie najbardziej efektywny dzień, więc dobrze dobrana była kolejność pokonywania rzek.
Dzień trzeci to tylko Pilica, a więc niby nuda, ale nie dla nas. Trasa Koniecpol (most w centrum miasta) w stronę Maluszyna, do oporu, ile damy radę do ok. 15:00. Na mapie topograficznej ciekawie to nie wygląda i wydaje się, że musimy nieźle pomóżdżyć, żeby w dobrą odnogę wpłynąć. Poza tym trzy progi z ciekawymi odwojami, po co przenosić jak można skoczyć, zabawa przednia no i niespodziewany sprawdzian z ratownictwa wodnego. Pełny szacunek dla naszych wszystkich ratowników. Pilica i dalej stawy tworzą tutaj skomplikowany system wodny, niby pełen różnych odgałęzień, ale w rezultacie płyniemy jak zawsze tylko właściwym korytem rzeki.  Pomiędzy Okołowicami, a Kuźnicą Grodziską płyniemy raz w jedną, raz w drugą stronę, oczywiście z prądem,  na równi z łąkami, a dookoła jak okiem sięgnąć widać wodę. Dopływamy do Kuźnicy Grodziskiej i lądujemy jak się później okazuje na wyspie, na styku kultur województw Śląskiego, Łódzkiego i Świętokrzyskiego. Pokonaliśmy tylko 13 km, ale przywitała nas gościnnie stara kuźnica i młyn z 600 letnią historią. Z lewej strony staw, z prawej mostek i pod nim próg gdzie zapewne było kiedyś koło wodne służące do poruszania urządzeń, do dmuchu powietrza i młotów do kucia. Dookoła tereny bogate w pokłady rudy żelaza, którą w tamtych odległych czasach wydobywano ręcznie w wielu tutaj szybikach. Około XII wieku przy produkcji żelaza wprowadzono koło wodne, a w połowie XVI wieku w całej Koronie funkcjonowało ponad 320 kuźnic. W tej chwili współcześnie w „wolnej” Polsce Pan Przemek Tarkowski, gospodarz tego obiektu nie jest w stanie od wielu lat załatwić pozwolenia na MEW. Reasumując II Pilica od źródeł znowu mnie urzekła ciekawą i bogatą historią wielu miejsc, liczbą zabytków, całym szeregiem cieków wodnych jak Pilica, Białka, Krztynia, Wiercica, Żebrówka, i niewielkich dopływów, które w połączeniu z terenami podmokłymi i stawami dają zadziwiający krajobraz. Wędrując po tych terenach trudno obojętnie przejść obok kamiennych kapliczek i zabytkowych kościołów. Pilica, Koniecpol, Szczekociny, Lelów, mam nadzieję, że wcześniej czy później nastąpi rozwój tych miasteczek co z całą pewnością w najbliższym wieku z autopsji stwierdzimy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.