Naszą nieco ekscentryczną przygodę rozpoczęliśmy na 32 kilometrze rzeki przy moście drogowym Machory – Kołoniec. Jaz, który zawsze był przeszkodą zmuszającą do przenoski tym razem zachwycił nas przepięknymi lodowymi nawisami, jednak obawy od drożność szlaku szybko się rozwiały. Po dobrych stu metrach szorowania po dnie pojawiła się odpowiednia woda i pierwsze sympatyczne zwałki. Wreszcie mogliśmy rozwinąć skrzydła i dzięki zgodnej współpracy, czyli kolaboracji w niezłym tempie pokonywaliśmy kolejne przeszkody. Czarna niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa, więc i tym razem nie obeszło się bez zamoczenia. Nic złego się jednak nie stało, ponieważ korzystając z tej okazji mogliśmy spożyć śniadanie, współczując oczywiście temu, kto się zmoczył. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

{gallery}czarna_100109{/gallery}

Chyba się spodobało, po posiłku ruszyliśmy ostro, aby stawić czoła następnym wyzwaniom, po przepłynięciu kilku kilometrów już żadna zwałka nie była dla nas przeszkodą. W szampańskim nastroju dotarliśmy do pięknego jazu na 26 kilometrze, zwykle związanego z przenoską, ale nie tym razem. Czując brzemię odpowiedzialności doradziliśmy naszym kolegom obserwację z brzegu, mimo ich wielkich chęci naśladowania naszego dziwactwa, a sami z mieszanymi uczuciami sprawdziliśmy możliwość skoku z jazu i siłę odwoju za nim. Test wypadł po trzykroć pozytywnie, co zachęciło nas do bardziej dogłębnego badania odwoju. Wynik: trzyma, stawia, może przewrócić. Nie róbcie tego w domu.

{gallery}czarna_100109a{/gallery}

Dalej już samo dobre, mały jazik spłynięty całkiem z marszu, kilka małych przeszkód i finał pod mostem w Skórkowicach, ukoronowany piękną kabiną kolegi, który stanowczo przecenił wytrzymałość lodu na brzegach. Jedymym minusem było drobne opóźnienie transportu, nasz nadworny logistyk pojechał odebrać nas z Drzewiczki zamiast z Czarnej, ale napomniany łagodnie przez Andrzeja szybko naprawił swój błąd. W międzyczasie uprzyjamnialiśmy sobie oczekiwanie wykonując dla rozgrzewki syberyjskie tańce, jednak, cytując Adama -” i tak dobrze, że nie było zimno”. Wycieczka ogólnie udana, za tydzień w sobotę rekreacyjna Pilica z zakończeniem w saunie w Zakościelu, w niedzielę basen z ćwiczeniami techniki, a w następny weekend kultowa Drwęca – Wel. Coś trzeba robić…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.