Pazerność kajakarzy z K.S. Amber nie zna granic… Że nie schodzą z wody nawet zimą to już rzecz normalna, ale coraz to nowe, zaskakujące wymysły zaczynają już chyba niepokoić nawet ich samych. W sumie, jeżdżenie kajakami po śniegu, skakanie ze skarp, czy też zjeżdżanie kajakiem z większych i mniejszych górek, to znowu nic nowego. Porywanie się na górskie tory kajakowe i górskie rzeki też jest przecież w zasięgu turysty o ile jest dość szalony, ale na litość boską, zrobić 4 rzeki na jednym, i to zimowym spływie to już zakrawa na lekki obłęd.
Jako się rzecze, tako się stało… Założeniem był II Noworoczny Spływ Kajakowy Pilicą, na trasie Tomaszów Mazowiecki – Inowłódz. Brzmi to prawie niepozornie w rzeczywistości jednak wyprawa okazała się absolutnie nie banalna i niesamowicie nieprzewidywalna, pełna niespodzianek i szalonych improwizacji.
Zaczęło się już pod „żelaźniakiem”, gdzie nasi najlepsi zawodnicy pokazywali jak… pokonać falę czyli w jaki sposób na nizinnej rzece poczuć się niczym na górskiej wodzie. Oczywiście, całe zajście było filmowanie oraz fotografowane z lądu i z wody, za co należą się gromkie brawa dla dzierżących aparaty fotograficzne!!!
Po wesołej zabawie pod mostem żelaznym ekipa dziarsko ruszyła dalej. Prawie, że już wszyscy się rozpędzili, kiedy to na szlaku pojawił się pierwszy dopływ na tym odcinku Pilicy – Wolbórka. Po niezwykle krótkiej naradzie (bez głosowania) postanowione zostało, aby wpłynąć w nurt napotkanej rzeki. Można by stwierdzić, że to już prawie tradycja, bo przecież w zeszłym roku Noworoczny Spływ również miał w programie taki wolbórkowy akcent.
Miało już być spokojnie, no i bez wydziwiania, ale gdzie tam… najpierw prezes zobaczył niezidentyfikowane obiekty, przypominające konstrukcją chłopskie mostki (tyle, że metalowe), w związku z czym dopadła go wściekłość, a także nieokiełznana ciekawość: co to w ogóle jest, do czego to służy i skąd to się wzięło na naszej wodzie?!?! Dla zaspokojenia ogólnej ciekawości, wydelegowany „chętny” wyszedł, a raczej wyszła na brzeg, aby przyjrzeć się z bliska tablicom informacyjnym, które też jasno głosiły, że tak ma być i tyle, że punkt poboru wody i takie tam.  Także, chcąc, nie chcąc, należało zaakceptować niezbyt wpasowane w scenerię obiekty i popłynąć przed siebie.
Na pewien czas wszystko wróciło do normy. Dając się nieść prądowi, uczestnicy wyprawy podziwiali spokojny i zaśnieżony krajobraz doliny Pilicy. Jednak, widoki widokami, ale fakt jest taki, że po 10 kilometrach na wodzie, kilkustopniowy mróz zmuli nawet najtwardszych kajakarzy i nie pomogą tu żadne piękne obrazki i wzruszenia. Właśnie, kiedy co niektórych dopadał już podły kryzys, na horyzoncie pojawili się wybawcy. Kto jak kto, ale lekarze wiedzą najlepiej jak ratować wyziębiony organizm. Oczywiście…gorąca zupa i dobry koniak postawi na nogi każdego. Jakże niewymownie smakuje taki gorący posiłek, spożywany nad wodą, w zimowej aurze, w stanie okropnego przemarznięcia, rękoma trzęsącymi się z zimna (które trzeba opanować, jeśli się chce wypić choć trochę zupy), szczękającymi zębami (też trzeba opanować, jeśli nie chce się odgryźć i zjeść własnego języka), w zalodzonym ubraniu (tu z kolei należy uważać, żeby nie połamać rękawów). Zresztą, co tu pisać, jeśli, jak już zostało wspomniane, doznanie jest niewymowne. Się nie spróbuję, się nie wie!!!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.