Zaczęło się niespodziewanie i właściwie nikt już nie pamięta kiedy i dlaczego – Jasiu postanowił sobie popływać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, jako zwierzęta wodne wychowane nad Pilicą pływaliśmy w każdej wolnej chwili … ale raczej latem. Prawdopodobnie kryzys wieku średniego dopadł kolegę parę lat wcześniej niż mnie. Kiedy po kilku sezonach samotność zaczęła doskwierać, dziwnym zrządzeniem losu znalazło się grono rozsądnych inaczej, którzy dołączyli do tej masochistycznej rozrywki. Co niezwykle interesujące głównym winowajcą poszerzenia grupy stała się kobieta, która dowiedziawszy się o ekstrawaganckim hobby kolegi zapragnęła sama spróbować, a na domiar złego pociągnęła za sobą człowieka wiernego 'na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie’. Wulgaryzując nieco: wzięła i zaciągnęła go do … wody. Zimą. Na mrozie. Ciekawość, co będzie dalej. Rada starszych z dużym zainteresowaniem będzie śledzić rozwój sytuacji, ale ty się kolego dobrze zastanów, póki czas… kobieca fantazja jest jak kosmos, nie dość, że nieograniczona, to jeszcze się rozszerza.
{gallery}morsy{/gallery}
I tak oto narodziła się nowa, świecka tradycja porannych weekendowych kąpieli na przystani. Dobrze poinformowane źródła mówią o dodatkowych czterech chętnych, zapowiada się więc utworzenie całkiem silnej grupy.