Piekiełko czyli przełomowy odcinek Welu nie zaskoczył, ale też nie rozczarował, jechaliśmy te 300 kilometrów właściwie tylko po to, aby przez godzinkę być miotanym na zwałki przez wezbrany nurt. Tak, tak, słyszeliśmy już parę słów na ten temat od rodzin i znajomych, równie ciekawe jest pewnie to, czego nie udało się nam usłyszeć. Mimo najszczerszych starań nikomu z nas nie udało się położyć, czego nie można powiedzieć o dużej części uczestników. Kabiny zaczęły się już na progu w Chełstach, który od lat cieszy się powodzeniem wśród tych co potrafią i tych co nie potrafią, ale bardzo lubią. Poniżej można obejrzeć kilka sposobów pokonywania tej przeszkody, co jeden to lepszy. Nikt z naszych wstydu nie przyniósł, więc i oglądać nie ma co.
{gallery}wel1{/gallery}
Trzeci dzień pływania to Drwęca, rekreacyjny odcinek powtarzany co rok, jeśli ktoś nie widział, to warto, jeśli widział – sam oceni. I na sam koniec ważna uwaga: wreszcie udało się nam znaleźć odpowiedzialnego kierowcę, on zadowolony, my zadowoleni – oby tak dalej.